Moje włóczęgi...
0
Niezapowiedziane w myślach włóczęgi uwielbiam, kiedyś dużo częściej wsiadałam od tak w samochód i jechałam gdzie mnie pognało.
Zazwyczaj zapuszczałam się do 100 km od domu, czasami nie wracałam na noc…
Był to czas beztroski, jeszcze nie miałam w ręku odpowiedzialności za codzienność i mogłam pieniądze bardziej rozdzielać na swoje tak zwane fanaberie. Praktycznie zawsze towarzyszyła mi moja poczciwa dożyca i aparat, kiedy jechałyśmy moją żabą (fordem ka) widok ludzie mieli niecodzienny, jednak to spory pies w niesporym samochodziku :)
Jak sobie pomyślę gdzie to ja nie wjeżdżałam tym małym autkiem bez napędu 4x4 i ile miałam szczęścia, że dawał radę pośród pól i błota, to teraz chyba bym się na to nie zdecydowała. Chociaż bywało zabawnie i z dreszczykiem, bo zawsze, i tak mam do dzisiaj z utartej drogi zjeżdżam na bezdroża, tam są widoki i miejsca dla mnie najciekawsze.
To takie moje osobiste odkrywanie świata.
Nie planowałam, tak odpoczywałam od pracy i studiów, nie wiedząc jeszcze, że ten styl będzie mi towarzyszył do dzisiaj.
Teraz choć rzadziej też wyjeżdżam, tylko, że już nie ma tak beztrosko, im jestem starsza tym bardziej kalkuluję, zaczęłam się gmatwać w zbyt skrupulatne planowanie, zamiast schować to na tył głowy i wyluzować.

Pamiętam, że jako świeżo upieczony kierowca, jeszcze bez wyobraźni i doświadczenia, wjechałam w pola, wokoło pustka, tylko glina i pola, bezmiar pól. Podekscytowana pustką jechałam i jechałam fotografując, aż wpadłam, bo wjechaniem tego nie można było nazwać w kartofle… po kilku godzinach znaleźli się ludzie z traktorem i mnie z tych bezmiernych pól wyciągnęli :)
No i tak mi zostało już z tymi polami po dziś dzień, jeśli tylko mogę, a jestem gdzieś w rejonach wiejskich, jadę przed siebie, bez mapy za to z przekonaniem, że zobaczę coś interesującego co utrwalę za pomocą zdjęcia.





Jadąc trasą zauważyłam pole z dyniami, pierwszy i ostatni raz takowe widziałam. Zdjęcie haniebnie potraktowałam hdr-em (był to czas kiedy przesadnie go poznawałam) i takie wstawiam, a co niech mi przypomina jak można coś spartaczyć w obróbce.

Najbardziej spektakularne zachody słońca przychodzi mi obserwować podczas jazdy samochodem, i choć bym jak bardzo chciała zaplanować sobie sesję zachodów słońca, to nie trafiam na takie zjawiska jak podczas jazdy.
Zazwyczaj udaje mi się je uchwycić, chociaż niedawno wracając z gór widziałam najpiękniejszy zachód jak dotąd i nie miałam szansy na zatrzymanie się…




Dosyć szybko zaczęli mnie interesować ludzie, których mijałam i spotykałam, lecz trochę mi zajęło zanim przełamałam w sobie nieśmiałość i delikatnie, na miękkich jeszcze nogach zaczęłam podchodzić, zagadywać i w końcu fotografować.


Z czasem przestał mi wystarczać obiektyw kitowy, zachciało mi się zooma, a że co dopiero spłaciłam pierwszą lustrzankę cyfrową mogłam sobie pozwolić na kolejne raty i nowy obiektyw. Był to najbardziej niefortunny zakup fotograficzny jakiego dokonałam. Sigma 70-200 totalna masakra, bardzo mydliła, nie raz czekały mnie przykre niespodzianki.
Już nie pamiętam gdzie to było, ale widok był przepiękny, na polu było mnóstwo bocianów. Są takie wsie które powinny się nazywać krainą bocianów, praktycznie na każdym słupie gniazda a w polach człapiące bociany.


Poniższe zdjęcia wykonałam jak sobie przypominam 6 lat temu gdzieś na wsi w Świętokrzyskim, wychodziłam z samochodu chyba ze 4 razy, to jechałam, to zawracałam, a to na długim obiektywie łapałam tego starszego mężczyznę jak zbiera siano, ale ciągle mnie to nie satysfakcjonowało. Głęboki wdech i poszłam na to pole, no i się udało, pan był skory do rozmowy i do fotografowania. I tak to od tamtej pory bardzo nieśmiało oprócz pejzaży zajęłam się fotografowaniem ludzi z bliska.


Bywam często w małych miasteczkach, jakiś czas temu odkryłam folklor barów i restauracji w tych miejscach.
Normanie w swoim mieście nie zaglądam w takie rewiry, ale na wyjeździe z chęci wypicia kawy, często lury, a i ogrzania się nie mam wyboru i zaglądam do okolicznych spelunek, nie ukrywam, że bardzo mi się to spodobało. Specyficzny klimat, bardzo otwarci ludzie, oczywiście ich otwartość pojawia się po jakimś momencie zaczepek i popisywania się, miejscowi zawadiacy pijący wódeczkę o 11:00 rano i gawędziarze są nadzwyczaj mili i chętni do portretów.
Oprócz fotografii zaczęłam zbierać również ich opowieści przyprawione nieraz bardzo barwnym podkolorowaniem.
Czasami miewam wrażenie, że przenoszę się w czasie przynajmniej o 20 lat wstecz :)

A to moje najbardziej kultowe cyfrowe zdjęcie, wykonane pierwszym aparatem cyfrowym, bardzo kiepskie zdjęcia robił, ale i tak go lubiłam. Siedziałam gdzieś nad rzeką i zauważyłam babulinkę przechodzącą przez nieczynny most kolejowy, wtedy chyba po raz pierwszy całkowicie świadomie ułożyłam w głowie kadr, i myśląc nacisnęłam spust migawki. Było to 11 albo 10 lat temu.

Zamieszczam zdjęcie z krowami, bo miałam dwa dosyć nieprzyjemne przejścia z nimi.
Pierwsze nad wodą, w pięknych okolicznościach przyrody, woda, pole i sporo obserwatorów, no i ja, mieszczuch z psem, któremu zachciało się tym krowom z bliska zdjęcia zrobić.
Efekt był taki, że przegonił mnie młody byk, pies chciał mnie ratować i tyle z tego było, że obie uciekałyśmy przez pola, ja gubiąc buta (po którego już nie miałam odwagi wrócić) i ratując psa, co by do tego byka jednak nie podchodził, udało się, zwiałyśmy do samochodu. Okoliczni mieli z nas niezły ubaw.
Druga sytuacja, byłam kierowcą, jak to zwykle ja, wgapiałam się we wszytko tylko nie na drogę przed sobą… no i praktycznie wjechałam w zady krów, bez naciągania dzieliło mnie od nich kilka centymetrów, od to jakie można mieć niepoważne wypadki :)

"Nie, nie dla wiedzy podróżujemy. Nie po to też podróżujemy, by na chwilę z codziennych trosk się wyrwać i o kłopotach zapomnieć (…) Nie, nie żądza wiedzy nas gna ani ochota ucieczki, ale ciekawość, a ciekawość, jak się zdaje, jest osobnym popędem do innych niesprowadzalnym."(Leszek Kołakowski, Mini wykłady o maxi sprawach)
Moje podróże, chociaż może podróże to nazbyt duże słowo sprowadzają się do mikroświatów, miejsc obok mnie, lubię je odkrywać i się w nie wgłębiać, bo to takie moje mikro przygody pozwalające mi szerzej spoglądać na świat i ludzi. Nic tak nie uczy dostrzegania i nie daje cenniejszej wiedzy o przestrzeniach, w których tkwimy jak obcowanie z nimi, i to ciągłe poszukiwanie, pobudzane ciekawością… Bo póki szukam to nie pozostaję w miejscu, nie tylko fizycznym ale i mentalnym.




Niestety pies mi się już tak bardzo postarzał, że sprawia mu sporą trudność poruszanie się, już nie zabieram go ze sobą, bardzo mi brakuje szczekania w samochodzie, dyszenia nad uchem i wspólnych wielogodzinnych spacerów…
"Ileż to czynników ma wpływ na odczuwanie, na sam odbiór świata tylko! O rozumieniu nie wspominam nawet, bo zrozumienie jest sprawą tak skomplikowaną, że wątpię, czy w ogóle możliwą. Na miejscu pierwszym będą nasz nastrój i nastawienie. Zaraz potem piętno odciska jednorazowość. W wielu miejscach będziemy raz tylko w życiu, ale właśnie ten jeden raz, ta chwila, zapisuje się w naszych głowach na zawsze. Nie miasto, nie kraj, nie drzewo czy mijani ludzie, lecz subiektywne wrażenie i wyobrażenia o nich. Gdybyśmy tam byli nie jutro, ale wczoraj albo dziś, gdybyśmy minęli kogoś innego, gdyby nie słońce, nie deszcz, nie mgła, nie dziura w bucie, to w naszym wewnętrznym wszechświecie wyobrażeń wykiełkowało by co innego, a przez to bylibyśmy kimś odrobinę innym. A wpływ czasu na wspomnienia? A doświadczenia, które już przeżyliśmy? W jaki sposób kształtują to, co dostrzegamy? Bo o jak i dlaczego patrzymy, ma wpływ na to, jak widzimy. To zaś ostatecznie determinuje to, co widzimy." (Magdalena Skopek Dobra krew, w krainie reniferów, bogów i ludzi)

podobny wpis: Osiedla robotnicze
Brak komentarzy