Willa Zamek, magiczne miejsce w Lanckoronie

0


W Małopolsce znajduje się magiczne miejsce, do którego od lat przybywają ludzie z artystyczną duszą i polotem, mowa tutaj o Lanckoronie. To również moje miejsce, które w ostatnim czasie staje mi się coraz bliższe i coraz bardziej nęci mnie ciekawością, bo jak nie być podsycanym, kiedy praktycznie na każdym kroku jest coś niezwykłego, począwszy od ludzi a skończywszy na przedmiotach.

Dzisiaj podzielę się z Wami kilkoma fotografiami z pobytu w Willi Zamek, to miejsce niezwykłe, od samego wejścia czuć klimat i duszę, nic dziwnego, że od lat przyciąga do siebie ciekawych i kreatywnych ludzi.

Od wejścia zaczynało się intrygująco :)



O pobycie w "Willi Zamek" napisał piękny tekst Marek Grechuta, pod fotografiami będę się nim z Wami dzieliła.



Zanim zaprezentuję następne fotografie wspomnę króciutko o historii tego miejsca.

Jak podaje rodzinne źródło posiadaczy Willi Zamek:
Willa Zamek jest stylową, drewnianą willą z początku XX wieku malowniczo położoną na stoku Lanckorońskiej góry. Otacza ją duży ogród (przez wielu nazywany "zaczarowanym") z licznymi ciekawostkami dendrologicznymi (w tym jedyny w Polsce okaz klonu japońskiego liczący około 100 lat). Wszystko zaczęło się z chwilą, gdy mój pradziad Józef Lorenz pewnego dnia przyjechał do Lanckorony jako inspektor szkolny. Przybył, zobaczył i… zakochał się w tym miejscu tak bardzo, że zapragnął tu pozostać. I tak to dokładnie 5-ego pażdziernika 1913 roku zakupił tu kawał gruntu, na którym znajduje się obecnie nasz dom wraz z założonym przez niego ogrodem. Wkrótce rozpoczął budowę drewnianego domu, stylizowanego na zameczek (stąd też nazwano go "Willa Zamek", a nazwa ta funkcjonuje do dziś. Do nowego domu Józef Lorenz wkrótce sprowadził swoją rodzinę i osiedlili się w Lanckoronie już na stałe. Mój pradziad rozpoczął w Lanckoronie wiele działań społecznych, w które całym sercem zaangażował się zarówno on jak i cała rodzina: założył kółko teatralne, organizował kursy pszczelarskie i ogrodniczo-rolnicze; babcia natomiast zajęła się wynajmowaniem kilku pokoi na poddaszu oraz prowadzeniem tzw. garkuchni dla letników, którzy w okresie międzywojennym zaczęli odkrywać Lanckoronę.

W kilka lat później powstał pensjonat "Tadeusz", gdzie zamieszkał jego syn a mój dziad Tadeusz Lorenz wraz ze swoją żoną Jadwigą Dziewońską, która niedługo przed wybuchem wojny kupiła "Zamek" od swego teścia. Po wojnie pensjonat "Zamek" został przebudowany i powiększony. Sprowadziła się do niego w tamtym okresie moja mama Barbara, wtedy jeszcze, Lorenz… W 1959 wybuchł pożar, w wyniku którego spaliło się całe piętro budynku.

Po odbudowie, dzięki której górna część domu uzyskała swój obecny kształt, rozpoczęła się zupełnie nowa epoka w historii "Zamku". Pięknie zaczął też rozwijać się ogród, do którego wielką miłością zaraziła Mama mego nieżyjącego już ojca - razem poświęcili mu wiele czasu i stworzyli istniejącą do dziś naszą oazę ciszy i spokoju, wciąż dostarczającą niezapomnianych przeżyć estetycznych i rozkoszy obcowania z przyrodą.

Do pensjonatu zaczęła zjeżdżać się wtedy cała śmietanka artystyczna - nie tylko Krakowa. Trudno wymieniać wszystkich, ale wspomnieć należy o wielkim reżyserze Konradzie Swinarskim, Jerzym Radziwiłowiczu, Wojciechu Pszoniaku (przyjeżdżał do nas często, w końcu sam kupił w Lanckoronie chatę) czy profesorze Czesławie Rzepińskim. W latach 80-tych Krystyna Zachwatowicz-Wajda namalowała nasze portrety wiszące obecnie w jadalni.
(źródło: www.willa-zamek.pl)



Takie widoki po przebudzeniu są cudowne, od razu działa wyobraźnia, nic tylko wyjść na taras i uruchomić pokłady wyobraźni wszelakiej, i nie ważna jest tutaj pogoda, która czy dobra czy zła jest kolejnym pretekstem do kreatywności.



Kiedy nie ma chmur z tarasu rozpościera się przepiękna górska panorama. W czasie pobytu, odwiedzający mają za oknami swoich pokoi nieustannie zmieniający się obraz, nic tylko malować, fotografować, pisać, i się zachwycać :) Mnie przypadł taras porośnięty winoroślami, poczułam się jak w baśni, niesamowity klimat…

Marek Grechuta w utworze "Widok z balkonu" tak opisał krajobraz rozpościerający się z tarasu:

Widok z balkonu willi w Lanckoronie

to panorama bitwy nieskończonej,

pola po których nie popędzą konie,

póki nie będzie zboże wykoszone.

Na pochyłościach rozłożone paski,

żółte, zielone wstążki od orderów,

których nie noszą, jedyne oklaski

to skrzydła ptaka wśród zboża szpalerów






A to główny taras, można tutaj kontemplować i podziwiać już nie tylko piękny krajobraz ale również baśniowy ogród.













Posiłek w takiej atmosferze… istna rozpusta duchowa…

Stół nakryty wyostrza łyżki profil
a cerata pod nią błyszczy się w kratkę.
Kształty i wzory, dla których chlorofil
to jest dzbanek na miętową herbatkę.
Widok na stronę dojrzałej przyrody
przesila się w oku w nawałnicę ziół.
Dmą aromatów przezroczyste kłęby,
rozległa forpoczta wyplecionych buł.

Marek Grechuta "Widok z balkonu"











Ogród cudowny, ogromny i pewnie posiadający wiele niespodzianek. Sceneria do enigmatycznych powieści, osobliwych sesji czy tajemniczych kadrów filmowych.









A to my :) i główna prowodyrka Barbara, która jakże skutecznie zaraziła mnie Lanckoroną



Co jakiś czas będę się z Wami dzieliła kadrami z Lanckorony i okolic, a tym czasem zasłuchajcie się w utworze Marka Grechuty



podobny wpis: Anioły w Lanckoronie

Brak komentarzy